Mowa o Macieju Rybusie, który nawet bez tego miał w ostatnim czasie z Jerzym Brzęczkiem pod górkę. Prasa regularnie dopominała się szansy dla zawodnika Lokomotiwu Moskwa, co wreszcie mogłoby sprawić, że lewą obronę mielibyśmy obsadzoną przez lewonożnego piłkarza i nie musiałby awaryjnie grać na niej Bartosz Bereszyński. Sugerowano, że Rybus podpadł Brzęczkowi po meczu z Macedonią, podważając w publicznej wypowiedzi styl prezentowany przez kadrę. Sam zawodnik tę wersję dementuje, twierdząc, że ma z selekcjonerem poprawne relacje. Brzęczek miał mu tłumaczyć, że nie wystawia go, ponieważ dołączył do kadry z opóźnieniem, z powodu kontuzji, a w tym czasie na swoją pozycję dobrze zapracowali inni piłkarze.
Jak donosi dziś „Przegląd Sportowy”, na wrześniowym zgrupowaniu Rybus delikatnie nadszarpnął zaufanie Brzęczka, gdy pomiędzy meczami zaspał na wspólne śniadanie zespołu. U Nawałki byłoby to nie do pomyślenia. Tam piłkarze zaczynali jeść dopiero na sygnał od sztabu. Kara finansowa wlepiona zawodnikowi Lokomotiwu miała być jednak dość symboliczna.
Nie wiadomo, czy ten fakt w jakimkolwiek stopniu wpłynie na nastawienie selekcjonera do reprezentanta Polski. Wiadomo natomiast, że Brzęczek wyruszył w Europę, by obserwować i rozmawiać ze swoimi podopiecznymi, i w pierwszej kolejności skierował się właśnie na spotkanie z Grzegorzem Krychowiakiem oraz Maciejem Rybusem. Obu oglądał również z trybun w wygranym spotkaniu Ligi Mistrzów z Bayerem Leverkusen. Kolejne na trasie Brzęczka, według „PS”, były Monachium, Neapol, Mediolan i Turyn. Zwłaszcza w Italii selekcjoner ma o czym ze swoimi podopiecznymi rozmawiać.