Czy zasady bezpieczeństwa, za pomocą których Zespół Medyczny doktora Pawlaczyka czuwa nad ciągłością rozgrywek Ekstraklasy, są fikcją? Nie ma wątpliwości, że w pewnym stopniu tak, a piłkarze nie przestrzegają ich ściśle. Niektórzy nic sobie z nich na co dzień nie robią, dopóki ktoś ich nie złapie za rękę. Przypomnijmy, że z zespołu Legii Warszawa definitywnie wyleciał już zimą m.in. William Remy, którego przyłapano na znacznie bardziej hucznej imprezie, podczas której paradował w samych krótkich spodenkach, a potem co gorsza opowiadał w wywiadach, że wszystkim uczestnikom badano temperaturę. Środki bezpieczeństwa były przestrzegane, a on sam był tam tylko przez chwilę.
Bartosz Kapustka najprawdopodobniej bezpośrednio po meczu z Pogonią pojawił się na imprezie urodzinowej bliskiej osoby. Nawet nie zdążył przebrać się z klubowego dresu.
Trudno to jednoznacznie piętnować, tak jak historię wspomnianego Remy’ego. Każdy chciałby wrócić do normalności i czasów, w których takie rzeczy nie były żadnym tematem. Niestety funkcjonujemy w czasach, w których piłkarz mający kontakt z przypadkowym kibicem nie wracał z drużyną autokarem z meczu, wywiady meczowe robione są na dwumetrowych kijach zamiast mikrofonu, a obsługa Ekstraklasa Livepark, realizująca mecze ligowe śpi w trzech różnych hotelach, by ograniczyć ryzyko.
W obecnych czasach Bartosz Kapustka mógłby jednak zachować odrobinę przytomności i ściągnąć dres Legii, nim koleżanki wrzucą go podczas imprezki na Instagrama.
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) April 3, 2021
Zachowanie Bartosza Kapustki w proces ograniczania ryzyka z całą pewnością wpisuje się średnio. W klubowym dresie, oznaczany przez znajomych w relacjach na Instagramie – to nie do końca to, czego władze ligi oczekują dziś od piłkarzy.
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) April 3, 2021