W zasięgu, to mało powiedziane. Prawdopodobnie Benfica wygrałaby tak wysoko, jak trzeba. 5:0, 6:0? Proszę bardzo. Niestety ostatni w tym roku mecz polskiej drużyny w pucharach wyglądał trochę jak pozbawiony emocji sparing na zimowym obozie. Akurat grany na głównej płycie stadionu, ale bez udziału kibiców. Dariusz Żuraw dokonał zmian, i to takich, które należałoby pisać wielką literą „Z”. Na ławce wylądowali Ishak, Moder, Kamiński czy Ramirez. Zamiast nich oglądaliśmy Dejewskiego, Muhara, Awwada i Kaczarawę. Trudniej o bardziej jednoznaczą manifestację tego, że nie przyjeżdżamy do Lizbony po dobry wynik.
Mecz został przegrany jeszcze przed meczem.
Nie ma sensu opisywać go i analizować szeroko…
Lech schodził na przerwę z wynikiem 0:1, ale jednocześnie z takim obrazem swojej gry, który nie daje nadziei. Różnica klas była niezaprzeczalna, a przy tym po polskiej stronie nie było widać żadnego planu, który mógłby ją zniwelować.
Lech ma ogromne problemy z grą w powietrzu. W tym sezonie stracił już 10 goli po strzałach głową. Pięć w Ekstraklasie i pięć w Lidze Europy – najwięcej ze wszystkich zespołów.
— Tomasz Włodarczyk (@wlodar85) December 3, 2020
Tu statystyki w obu rozgrywkach (bez meczu z Benficą): pic.twitter.com/tVDmb8VBmG
Kolejorz stracił bramkę, standardowo, po stałym fragmencie. Niedługo później stracił kontuzjowanego Kaczarawę, a następnie kolejne gole. Drugiego, trzeciego, czwartego. Statystyki nie wskazywały na jakikolwiek kontakt z piłką w polu karnym Benfiki. Odnotowaliśmy jeden strzał autorstwa Awwada. Niegroźny.
Największy zarzut, może to złe słowo: największy niedosyt związany z grą Lecha? To wywieszenie białej flagi jeszcze przed meczem.
Laga, walka, stały fragment gry to jest polska bron. Jak nam Portugalczycy strzelają z SFG to tak jakby nas pokonali w piciu. Wstyd i tyle 🤭😉
— Marek Wawrzynowski (@M_Wawrzynowski) December 3, 2020
Tylko niepoprawni optymiści oczekiwali po Lechu punktów w Lizbonie. Bardzo realne, że Benfica grająca przeciwko Moderowi, Ramirezowi i Ishakowi też by to spotkanie wygrała, ale to niekoniecznie powód do ich niewystawiania. Warto byłoby się zastanowić, czy jeśli czołowi piłkarze potrzebowali odpoczynku, na pewno należało zarządzić go akurat tego dnia.
„Jestem zdegustowany. Cały rok walki o europejskie puchary, emocjonujesz się: „dadzą rady czy nie dadzą”, a na koniec oglądasz rezerwy, jak zbierają oklep z Benficą, bo najlepsi pikarze szykują się na mecz z Podbeskidziem Bielsko – Biała” – puentował nie bez racji w Kanale Sportowym Krzysztof Stanowski. Zwyciężył pragmatyzm. Nie ambicja sportowa i chęć walki z najlepszymi, nawet gdy wyjście z fazy grupowej wydawało się – i było – na straconej pozycji.
To jest podsumowanie polskiej piłki: odpuszczasz europejskie puchary, żeby zakwalifikować się do europejskich pucharów.