Kwoty, jakie zarabiają piłkarze, nie tylko ci grający na najwyższym światowym poziomie, są niewiarygodne, dla szarego człowieka wręcz nieosiągalne. I chociaż to zawodnicy biegają po boisku i od nich zależy wynik meczu czy pozycja zespołu w tabeli, to właśnie ten przeciętny Kowalski bardziej stresuje się kondycją ukochanego klubu.
Najlepsi bukmacherzy
- Duża ilość bonusów
- Aplikacja mobilna
- Nowoczesny wygląd serwisu
- Stale rozwijana oferta na sporty motorowe
- Nawet 600 PLN w bonusie powitalnym
- Skromna i elegancka szata graficzna
- Prosty, czytelny interfejs użytkownika
- Mała oferta zakładów
- Kursy nie zawsze są zadowalające
Wyjaśnijmy jedno, bycie piłkarzem to nie jest zwykła praca i traktować jej tak nie możemy. Czy tłumy fanów przychodzą dopingować panią na kasie w sklepie, lekarza badającego pacjenta czy murarza na budowie? Nam się jeszcze nie zdarzyło być tego świadkami. Od zawsze wiadomo, że zawodnicy odpowiadają przed szefami klubu, ale i przed kibicami. Normą jest „wzywanie” graczy na dywanik do kibiców po przegranym meczu. Praktyka ta znana jest na całym świecie bardzo dobrze.
Ostatnio głośno zrobiło się o takiej rozmowie po meczu ligi tureckiej pomiędzy Antalyasporem i Rizesporem. „Wezwany” został kapitan gospodarzy, nie byle kto, bo sam Samuel Eto. Chociaż jego zespół tamto spotkanie zremisował, to frustracja kibiców jest ogromna, ponieważ klub zajmuje w tym momencie ostatnie miejsce w tabeli, mając na koncie trzy remisy i cztery porażki po siedmiu kolejkach.
Całe zdarzenie pewnie przeszłoby bez echa, gdyby nie fakt, że rugany przez kibiców Kameruńczyk w pewnym momencie zadeklarował, że drużyna zakończy sezon w pierwszej dziesiątce. Jeżeli zaś nie uda im się ta sztuka, to jednemu z kibiców da sto tysięcy euro. Albo Eto jest tak pełen wiary w sukces, albo chciał kupić sobie trochę czasu i uspokoić nastroje wśród fanów.
Niezależnie od tego ten precedens mógłby kiedyś stać się regułą. Skoro piłkarze oprócz pensji dostają premie za osiągnięte wyniki, to czemu nie mieliby dostawać po kieszeni za ich brak. Kluby oczywiście takich klauzul w kontraktach nie zamieszczą, bo wtedy żaden zawodnik nie zdecydowałby się na grę. Inaczej jednak z klubami kibiców.
Te mogłyby zacząć tworzyć tradycję polegającą na tym, że w przypadku słabej gry lub nieosiągnięcia założonego rezultatu na koniec sezonu, piłkarze zgodnie przelewają określoną kwotę na ich konto. Obdarowywanie jednostek mijałoby się z celem, ale pieniądze na wyjazdy czy oprawy przydadzą się w każdym klubie na pewno.
Pomysł mało realny, ale tonowałby nastroje na trybunach, zmuszał zawodników do większego wysiłku i hamował rzucanie na wiatr nierealnych deklaracji. Póki co poczekajmy do końca sezonu na spełnienie obietnicy przez Eto – albo wynik, albo kasa.