Użycie określenia „bohater” w odniesieniu do Roberta Lewandowskiego jest już mocno wyświechtane. Kapitan naszej reprezentacji, w obecnych czasach jej najlepszy strzelec, piłkarz, który wielokrotnie ratował nam punkty w ważnych meczach eliminacyjnych i poprowadził nas do finałów Mistrzostw Europy we Francji. Piłkarz wzór, który został idolem tysięcy młodych chłopaków kopiących piłkę.
Jak dobrym i ważnym dla swojej ekipy jest on zawodnikiem uświadomiliśmy sobie po raz kolejny podczas oglądania wczorajszego meczu… Basel – PSG. Tak, dokładnie! Nie Bayernu, ale innego starcia w Lidze Mistrzów.
Dyskutowaliśmy o tym, jak bezbarwnym zaczął być zespół z Paryża, kiedy w ich szeregach zabrakło Zlatana Ibrahimovića. Nasze wnioski były oczywiste – w każdym wielkim lub do wielkości zmierzającym zespole musi być wybitny strzelec! Podaliśmy trzy przykłady – Messiego, Ronaldo i właśnie Lewandowskiego.
A że Polak takim jest, nikt już chyba nie ma wątpliwości. O jego wyczynach w kadrze nie ma chyba nawet sensu wspominać, bo kiedy trzeba to i hat – tricka potrafi strzelić byleby tylko Biało – Czerwoni wygrali. W Bayernie Monachium indywidualności za to nie brakuje i choć to Lewy jest nominalnym napastnikiem, to bramki potrafią strzelać wszyscy.
Zdarzają mu się serie meczów bez gola, co niczym dziwnym nie jest, ale kibice od tej klasy napastnika oczekują trafień w każdym meczu i traktowane są one jako coś oczywistego. Od czasu do czasu Lewandowski wzbije się jednak na wyżyny swoich możliwości i pokaże, kto jest królem w Monachium. Tak było i w ciągu ostatnich kilku dni.
Zaczęło się od dwóch bramek i asysty w wygranym 3:1 ligowym spotkaniu z Augsburgiem. Co warte podkreślenia oba gole padły po podaniach Robbena, a Polak asystował właśnie Holendrowi. Kto by się spodziewał takiej współpracy?! Wczoraj, idąc za ciosem, Lewandowski również zaliczył dublet. W dodatku piekielnie ważny, bo dający trzy punkty w wyjazdowym, wygranym 2:1, meczu z PSV.
Jak ważną postacią nie tylko w swojej drużynie, ale i dla niemieckiej piłki klubowej, jest Lewy niech świadczy fakt, że został on wybrany w Bundeslidze piłkarzem października. Doceniony został pomimo tego, że pierwsze trafienie zaliczył dopiero na sam koniec miesiąca. Cieszmy się więc, że z dumą możemy nazywać go kapitanem naszej reprezentacji i nazywajmy bohaterem zawsze, kiedy tylko jest do tego okazja.