Bohater tygodnia: Neymar i reprezentacja Brazylii w piłce nożnej
Poniższy tekst jest początkiem nowego cyklu na naszym portalu, w którym, jak sam tytuł wskazuje, będziemy przedstawiać bohatera, oczywiście według nas, minionego tygodnia. Co chwilę słyszymy o niesamowitych dokonaniach sportowców, rekordach świata, szlachetnych gestach czy zwyczajnych zachowaniach, o które nie posądzilibyśmy większości sportowców.
Pomysł zrodził się podczas dyskusji o niedawnym geście Marcina Gortata, który na pełnym luzie wpłacił 125 tysięcy złotych na operację pewnego chłopca. Ktoś powie, że zrobił to pod publikę, inny rzuci, że co to dla niego – w końcu stać go, a wydać taką kwotę to jak splunąć.
Każdy może mieć rację, ale po pierwsze, mógł wpłacić te pieniądze każdy, kogo stać, czyli wielu polskich sportowców, a przelał je właśnie Gortat. Po drugie, mały Antek, na operację którego zostaną przeznaczone, naprawdę nie będzie doszukiwał się intencji koszykarza.
Ale dość o Gortacie, mieliśmy pisać o bohaterze ubiegłego tygodnia. Kandydatur było wiele, od naszych medalistów olimpijskich do Marka Citki, który odciął się od Meresińskiego i jego poczynań w krakowskiej Wiśle. Czy to było odejście z twarzą czy ucieczka z tonącego okrętu, tego nie wiemy.
Tak czy tak, na nasze największe uznanie zasłużyła reprezentacja Brazylii w piłce nożnej ze swoim kapitanem na czele, Neymarem. Dlaczego akurat oni? Wszystkim chyba wiadomo, że to właśnie oni sięgnęli po olimpijskie złoto, ale właściwie nie o to nam chodzi.
Ten sukces, nie tak przecież spektakularny jak zdobycie tytułu Mistrza Świata czy choćby zwycięstwo w Copa America, daje nam promyk nadziei, że za jakiś czas Brazylijczycy będę liczyć się znowu w światowej piłce.
Bo póki co pojedynek z Canarinhos nie napawa strachem większości drużyn. Dawno temu minęły czasy, kiedy mogli oni na jakikolwiek turniej wystawić dwie równorzędne jedenastki. Romario, Ronaldo, Rivaldo, Bebeto, Dunga, Roberto Carlos, Cafu, Ronaldinho i wielu innych to jeszcze nie tak wcale dawno były największe gwiazdy światowej piłki, a w kraju kawy wręcz bogowie.
W kraju, gdzie piłkę lub cokolwiek popadnie kopał każdy chłopak, gdzie futbol był religią a skład drużyny narodowej wybierali nieoficjalnie sami kibice.
Dziś nie ma piłkarzy, którzy mogliby być choćby cieniami wspomnianych zawodników. Poza jednym, Neymarem, największą gwiazdą i nadzieją Brazylii, która z reprezentacją nie zdobyła niczego poza złotem w Pucharze Konfederacji. Aż do igrzysk w Rio, gdzie wywalczone złoto jest pierwszym w historii krążkiem z najcenniejszego kruszcu dla piłkarzy z Brazylii.
Od dwóch lat Canarinhos byli na kolanach. Mistrzostwa świata na własnym podwórku, ostatni krok do finału, mecz z Niemcami. Każdy pamięta wynik. 1:7. Mówcie co chcecie, według nas jest to największe upokorzenie w historii futbolu.
Nie było meczu, w którym mierzyły się dwie tak znane ekipy na tym etapie rozgrywek i wynik byłby tak jednostronny. Borussia bijąca Real 4:1?! Przy tym to pikuś! Real walczył, Brazylia nie istniała.
Dziś Brazylia odetchnęła z ulgą. W finale o olimpijskie złoto pokonała przeklętych Niemców w rzutach karnych, a decydującą jedenastkę strzelił Neymar. Wiadomo, że nie były to te same Niemcy, które ograły ich dwa lata wcześniej, kadra olimpijska jest praktycznie zupełnie inna.
Czy my, kiedy tak marzyliśmy żeby pierwszy raz wygrać z naszym zachodnim sąsiadem, zastanawialiśmy się w jakim składzie ma on grać?
Czy nie cieszylibyśmy się, gdyby wtedy w Gdańsku Jakub Wawrzyniak się nie poślizgnął i skończyłoby się 2:1 dla nas? Na nasz triumf musieliśmy poczekać aż do meczu o punkty, ale wtedy, pięć lat temu, ten mecz towarzyski mógł przejść do historii i każdy brałby zwycięstwo w ciemno, nawet wiedząc, że za kilka lat możemy ich pokonać w eliminacjach. Czekać nie chciałby nikt.
Dlatego Brazylia się cieszy. Nie piszemy, że jej piłkarska część, bo innej tam po prostu nie ma. Niemcy pokonani w finale i złote krążki na szyjach piłkarzy. O składach wszyscy zapomną, duma i tatuaż Neymara na przedramieniu pozostaną!